Zostałam poproszona przez Body Chef o napisanie artykułu na temat ryb i owoców morza. Zbliżają się Święta Wielkanocne, jest więc okazja, aby jakaś ryba pojawiła się na świątecznym stole, lecz również zbliża się wspaniałe wydarzenie, jakim jest organizowany 23.03. przez Body Chef Warsztat Kulinarny poświęcony właśnie tej tematyce - ryby i owoce morza – na który mam zaszczyt dostarczyć kilka produktów z naszej oferty.
Od ponad szesnastu lat prowadzę firmę AJA. Jesteśmy bezpośrednim importerem ryb i owoców morza, które dostarczamy do restauracji i sklepów między innymi w Warszawie, Łodzi, Krakowie, Katowicach, Poznaniu i Trójmieście. Kiedy zaczynałam przygodę z rybami i owocami morza niewiele o nich wiedziałam. Potrafiłam oczywiście odróżnić śledzia od łososia, ale nie potrafiłam nic o nich powiedzieć, a o ich przyrządzaniu nie wspominając. Jednak z biegiem lat pokochałam ryby i owoce morza, stały się one nie tylko moją pracą, ale przede wszystkim moją pasją, którą pielęgnuję i ciągle rozwijam.
Niniejszym dzielę się częścią mojej wiedzy i zapraszam do lektury.
Z pozdrowieniami,
Ahoj!
Agnieszka Jarczyńska
Ryby są bardzo zdrowe ze względu na ogromne i niepowtarzalne wartości odżywcze, walory smakowe i niezliczoną ilość sposobów ich przyrządzania. Warto jest na stałe wprowadzić potrawy z ryb do naszego jadłospisu.
Ryby zawierają pełnowartościowe białko, którego zawartość w 100 g rybiego mięsa wynosi od 10 do 25 g i jest aż w 98% doskonale przyswajalne, wielonienasycone kwasy tłuszczowe Omega-3, które polepszają pamięć i koncentrację. Ryby są źródłem fosforu, selenu, magnezu, wapnia oraz wielu witamin. Ryby morskie dostarczają ponadto jodu, fluoru, potasu oraz witamin z grupy D.
Mięso ryb jest lekkostrawne, dlatego może być polecane osobom mającym kłopoty z prawidłowym działaniem przewodu pokarmowego.
Ryby możemy podzielić pod względem ich pochodzenia, czyli środowiska, w którym żyją. Ryby słonowodne, czyli morskie zamieszkują morza i oceany a ryby słodkowodne spotkamy w rzekach, jeziorach, stawach czy zatokach. Do sklepów trafia więcej gatunków ryb łowionych w morzach i oceanach. Są one chętniej kupowane, ponieważ zawierają mniej ości niż ryby słodkowodne, są tłustsze i nie tracą też jędrności podczas przyrządzania.
Do najbardziej popularnych ryb morskich należą m.in.: dorsz, halibut, makrela, śledź, flądra, sola, dorada, okoń morski i tuńczyk. Do najbardziej popularnych ryb słodkowodnych należą m.in.: karp, pstrąg, okoń, sandacz czy szczupak.
Mięso poszczególnych gatunków różni się poza tym smakiem, zapachem, barwą i jego sprężystością. Mięso ryb zawiera przeciętnie:
To trudne pytanie, zwłaszcza, że do dzisiaj znanych i opisanych naukowo jest ponad 40 tys. gatunków i wiele czeka jeszcze na odkrycie. W Polsce, wodach śródlądowych (rzeki i jeziora) oraz w Morzu Bałtyckim poznano ok. 120 gatunków ryb. Niektóre gatunki są mniej znane, ponieważ są nieliczne, nie są poławiane lub po prostu nie smakują dobrze.
Przy wyborze należy kierować się raczej kreatywnością w kuchni i naszymi umiejętnościami. Ryby są bardzo proste w przygotowaniu. Nie potrzebują być marynowane czy peklowane jak w przypadku mięsa. Dlatego nawet początkujące kucharki i kucharze mogą przygotować pyszny i zdrowy posiłek. Świeży filet z dorsza, pokrojony na cienkie plasterki, posolony i zalany sokiem z cytryny i odrobiną oliwy z oliwek (najlepiej pozostawić tak przygotowanego dorsza na noc w lodówce) może być wyśmienitą przystawką. Można posypać go jeszcze koperkiem czy świeżą kolendrą. Dzieci i osoby starsze chętniej wybiorą filety i polędwice, które są bez ości lub mają ich znikome ilości, takie jak dorsz, morszczuk, okoń, sandacz, szczupak czy sola, która nie jest tłusta. Mężczyźni chętniej wybiorą ryby tłuste, takie jak węgorz, łosoś, halibut czy makrela.
Wiele mówi się o niebezpieczeństwie spożywania ryb w okresie ciąży. Ale czy to naprawdę jest niebezpieczne? W okresie ciąży cenne jest przede wszystkim pełnowartościowe białko i jod – składniki rzadko występujące w żywności, a mające duże znaczenie dla rozwoju dziecka. Mimo, iż ryby są bogatym źródłem cennych składników odżywczych, eksperci zalecają ostrożność w ich spożyciu w okresie ciąży. Spowodowane jest to zanieczyszczeniami jakie występują w rybach m.in. metalami ciężkimi (rtęć, dioksyny). Ważne jest, aby wybierać te gatunki ryb, które zawierają dużo kwasów omega-3, ale jednocześnie w jak najmniejszym stopniu kumulują zanieczyszczenia. Nie wszystkie gatunki ryb są w jednakowym stopniu źródłem zanieczyszczeń. Najwięcej groźnych związków zawierają duże drapieżniki, zjadające mniejsze ryby i drobne morskie skorupiaki. Są to ryby długo żyjące, takie jak tuńczyk, miecznik czy rekin. Im dłużej żyjąc ryba, tym więcej zawiera zanieczyszczeń. Dlatego nie zaleca się jedzenia tych ryb kobietom w ciąży częściej niż raz w tygodniu w ilości 100 g. Dotyczy to zwłaszcza tuńczyka, który żyje 30–40 lat. Kupując tuńczyka w puszce, warto korzystać z produktów różnych firm – im większa różnorodność, tym mniejsze szanse na tuńczyka poławianego z akwenów skażonych. Oczywiście ważne jest pochodzenie ryb – czyli obszar geograficzny. Jeśli ryby pochodzą z czystych wód, to prawdopodobieństwo ich zanieczyszczenia będzie mniejsze. Lepszym wyborem jest jedzenie takich ryb jak sardynki, śledzie, makrela, dorsz (przede wszystkim świeżych lub mrożonych – od czasu do czasu można zjeść także rybę z puszki). Ryby z tej grupy kobieta w ciąży może jeść zupełnie bezpiecznie 2 razy w tygodniu. Jedzenie takiej ilości ryb nie powoduje zagrożenia dla zdrowia matki i dziecka, a daje ogromne korzyści. Eksperci Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego (PTP) i Polskiego Towarzystwa Badań nad Miażdżycą (PTBnM) zalecają, by w codziennym żywieniu kobiet w ciąży łączne spożycie kwasów EPA i DHA wynosiło od 1,0 do 1,5 g. Najwięcej kwasów omega-3 w 100 g mięsa zawierają: śledź (0,7g EPA i 0,9g DHA), makrela (0,9g EPA i 1,6 g DHA) i łosoś (0,3 g EPA i 0,9 g DHA), a także tran (ponad 9 g EPA i DHA/100 g). Aby więc spełnić tę normę, należałoby zjadać 2 razy w tygodniu 150 g porcję ryby morskiej. W okresie ciąży najlepiej zrezygnować z surowego mięsa ryb, np. tatara z łososia, sushi z ryb, surowego mięsa marynowanego w solance, np. śledzi, a także ryb wędzonych na zimno. Mogą one zawierać bakterie z rodzaju Listeria monocytogenes, niebezpieczne dla kobiet w ciąży. Surowe mięso ryb może być także źródłem pasożytów. Lepiej także na czas ciąży zrezygnować ze spożywania owoców morza.
Tym, którzy mają ekologiczne podejście do życia kłaniają się ryby z certyfikatami, takimi jak MSC (Marine Stewardship Council) dla ryb dzikich, czy ASC (Aquaculture Stewardship Council) dla ryb hodowlanych, które gwarantują nam, że pochodzą one od rybaków czy z hodowli stosujących uregulowane i dozwolone prawem techniki połowów oraz posiadają certyfikaty zrównoważonego rybołówstwa i akwakultury.
Oczywiście pierwszym i podstawowym kryterium jest świeżość produktów oferowana w sklepie. Jednak niemniej istotną rzeczą jest właściwe przechowywanie ryb i owoców morza w ladzie. Bardzo często popełniany jest błąd układania ryb słodkowodnych bardzo blisko ryb słonowodnych. Oba te gatunki nie powinny się ze sobą w żadnym wypadku stykać. Dlaczego? W wodzie słodkiej jest inna flora bakteryjna niż w wodzie słonej. W momencie mieszania się osocza dochodzi do „wojny” bakterii. Taka „bomba” może spowodować zatrucie pokarmowe u ludzi, zwłaszcza, kiedy zjemy rybę na surowo.
Najlepszą temperaturą do przechowywania ryb jest jej przedział pomiędzy 0 a 2 St. Celsjusza.
Oznaką świeżych ryb (całych i patroszonych) są:
Nie wszystkie wyżej opisane kryteria muszą być spełnione, aby ocenić świeżość ryby. Skrzela mogą nie być krwisto-czerwone, bo np. nie były całkiem przykryte lodem. Oko też może być mętne, bo np. ryba, podobnie jak ludzie może być niewidoma. Mając jednak obiekcje co do świeżości ryby powinniśmy przeprowadzić te testy. Jeśli kilka testów wypadnie negatywnie lepiej odstąpmy od jej zakupu.
A czym kierować się w przypadku oceny świeżości filetów z ryb? Powinniśmy sprawdzić, czy mięso jest błyszczące, wilgotne, zwarte i czy się „nie klei”.
Oznaka świeżych owoców morza nie jest już taka jednoznaczna jak w przypadku ryb. Kryteria zależą bowiem od ich rodzaju.
Przechowywanie ostryg jest niezmiernie ważne. Muszla składa się z części wypukłej i z części płaskiej. Ostryga powinna leżeć wypukłą częścią do dołu, dzięki czemu będzie żyć w swoim naturalnym, bardzo cennym soku do momentu jej otwarcia i spożycia. Drewniane koszyki, w których są transportowane gwarantują dostęp powietrza, co jest niezmiernie ważne, gdyż ostryga, jeśli nie jest w wodzie musi oddychać. Prawidłowo przechowywane ostrygi żyją i są świeże do 10 dni od połowu. Sprzedawca powinien zapakować je wypukłą częścią muszli do dołu w opakowanie gwarantujące ostrygom dostęp powietrza.
Ostrygi znane i poważane były już w Starożytności i od zawsze uznawane były za luksus i wykwintność. Casanova je uwielbiał i podobno każdego wieczora zjadał ich przynajmniej 50. Z ostrygami jest tak, że jedząc je pierwszy raz albo je od razu pokochamy, albo nie będziemy po nie już więcej sięgać. Ważne przy spożywaniu surowych ostryg jest zwrócenie uwagi na stan naszego zdrowia, czy np. nie jesteśmy po jakiejś infekcji. Osłabiony organizm może nie poradzić sobie ze strawieniem surowego białka, co może doprowadzić do sensacji żołądkowych czy innych niestrawności. Mając takie dolegliwości po zjedzeniu ostryg niekoniecznie obwiniajmy za nie ostrygi, które są bardzo zdrowe i mają wysoką wartość odżywczą. Składają się co prawda w 83 % z wody, ale zawierają 9 % białka, 4,8 % węglowodanów, 1,2 % tłuszczu, witaminy a, B1, B2, B12, kwas nikotynowy, biotynę, kwas foliowy i składniki mineralne takie jak: wapń, magnez, cynk, żelazo, jod i fosfor.
W przypadku ryb łańcuch chłodniczy nie powinien zostać przerwany na żadnym etapie ich transportu. Od momentu połowu do dostawy do sklepu ryba przechowywana i transportowana była w lodzie i w chłodzie. Dlatego rekomendowany jest ich transport w torbie izotermicznej lub w lodówce transportowej ze zmrożonymi wkładami.
Rybę w domu wyjmujemy z worka foliowego, wykładamy do pojemnika (najlepiej szklanego), przykrywamy, ale zapewniamy delikatny dostęp powietrza. Kupioną rybę należy spożyć w przeciągu 48 godzin od momentu zakupu. Idealnie byłoby też, gdyby uwalniające się z ryby osocze miało możliwość swobodnego odpływu, po to żeby ryba w nim nie leżała.
Zdecydowanie najlepsze i najzdrowsze metody przyrządzania ryb to gotowanie na parze, pieczenie w soli, w folii lub na ruszcie. Dzięki tym metodom zachowujemy cenne składniki odżywcze, a jednocześnie nie dodajemy potrawie niepotrzebnych porcji tłuszczu i kalorii.
Delikatny filet z soli wystarczy posolić, dodać kilka listków świeżej szałwii, polać oliwą z oliwek i ugotować na parze. Ryba nie potrzebuje wielu dodatków ani przypraw. Podobnie jest z owocami morza. Dobre białe wino, oliwa z oliwek, czosnek, natka z pietruszki, sok z cytryny i ewentualnie kawałek masła. Tyle i aż tyle.
Zapewne pamiętamy czasy, kiedy ryba gościła na naszych stołach w każdy piątek, pomimo, że nie było dużego wyboru w sklepach. W święta na stole gościł oczywiście karp, który kilka dni przed Wigilią pływał w naszych wannach. Niektórzy w ogóle go nie lubią, bo ma ości, bo źle smakuje, a niektórzy uważają go za najlepszą rybę na świecie. W przypadku karpia bardzo ważne jest jego „odpicie” przed połowem. Karp jest rybą, która pokarmu szuka w mule dennym, stąd często jest taki jego posmak. Hodowca karpia powinien na dobrych kilka lub nawet kilkanaście dni przed połowem umieścić go w zbiorniku ciągle napełnianym czystą wodą. Dzięki temu karp się „wypłucze” i mięso będzie pyszne. W handlu spotkamy też fileta z karpia, którego mięso zostało delikatnie i w małych odległościach ponacinane, co spowoduje, że drobne ości wytopią się podczas smażenia. Sposobem naszych mam czy babć na pozbycie się posmaku mułu było moczenie pokrojonego karpia w mleku lub obłożenie go na kilka godzin krążkami cebuli.
Obecnie w sklepach oprócz karpia, dorsza czy znanego, pięknie pomarańczowego łososia spotkamy np. Doradę Królewską (Sea bream) czy Okonia Morskiego (Sea bass) znanych nam m.in. z wakacji w Grecji, Hiszpanii, Chorwacji, Włoch czy Turcji oraz wiele innych gatunków. Ciekawostką jest nazwa Dorady Królewskiej? Dlaczego „królewska”? Nazwę tą zawdzięcza złotemu paskowi biegnącemu między oczami zwanego „koroną”. Ma też złote ubarwienie płatów skrzelowych. Dobrze widoczne pozłocenie tych miejsc, świadczy o najwyższej świeżości tej odmiany ryby.
W okresie Wielkiego Postu wracamy do tradycji spożywania ryb w piątki. A w dzień Wielkiego Piątku najczęściej wybór pada na śledzia podawanego z gotowanymi lub pieczonymi ziemniakami.
Ale co znaczy napis na opakowaniu ze śledziem, że śledź jest a’la matjas? A co z prawdziwym Matjasem? Śledź a’la matjas oczywiście nie jest prawdziwym Matjasem. Zazwyczaj jest dobrym gatunkowo filetem ze śledzia o wyglądzie podobnym do fileta z Matjasa.
Prawdziwy Matjas to młody śledź przed tarłem. Dlatego jego mięso jest inne niż powszechnie znanego śledzia. Jest bardziej tłuste (zawiera nawet do 20 proc. tłuszczu) i ma zdecydowanie delikatniejszy i mniej słony smak. Matjasy nie są duże - w końcu to młode śledzie, ale za to są mięciutkie, pyszne i mają unikalny smak.
Połów śledzi do produkcji Matjasów odbywa się przez około 5 tygodni (od 3-4 tygodnia maja do końca czerwca) w rejonach Danii, Norwegii i Szkocji. Poławiane są w ekologiczny sposób. Złowione śledzie trafiają do portu, gdzie czekają na nie przetwórcy. Każdy z nich wybiera śledzie odpowiadające ich oczekiwaniom (pod względem jakości i wielkości) i rozpoczyna się aukcja (kto zapłaci więcej...). Po zakupie śledzie trafiają najczęściej do małych, rodzinnych przetwórni, gdzie są najpierw sortowane pod względem wielkości. Następnie podcina się im gardło co powoduje uwolnienie się z trzustki enzymu, który nadaje Matjasom ich jedynego w swoim rodzaju smaku. Tak przygotowane śledzie wkładane są do specjalnych beczek z dodatkiem wody i soli. W takiej solance Matjasy leżą od 12 do 14 godzin. Proces ten nazywa się dojrzewaniem i jest najważniejszy: od niego zależy jakość i smak produktu. Proporcje soli i wody są ściśle tajne i przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Następnie beczki zostają zamrożone. Jest to konieczne i uwarunkowane przepisami Unii Europejskiej, ponieważ wtedy giną ewentualne pasożyty. Otwarcie pierwszej beczki jest hucznie obchodzone. W Holandii, Niemczech i Danii odbywają się liczne festyny, na których króluje świeży, pyszny Matjas. Pierwsza beczka jest licytowana na aukcji, a pieniądze przekazywane są cele charytatywne. Cena takiej, pierwszej beczki osiąga bardzo wysoką cenę sięgającą nawet 78.000 Euro. W roku 2020 zdecydowano przekazać pierwszą beczkę medykom walczącym o życie pacjentów z Covid-19.
Po odmrożeniu beczki Matjasy są patroszone, czyszczone i filetowane. Tradycyjnie czyści się je ręcznie, co też gwarantuje ich wysoką jakość. Wycina się prawie cały ich kręgosłup zostawiając jedynie końcówkę i ogonek. Bo ogonek jest potrzebny, żeby móc zjeść Matjasa w tradycyjny sposób: Holendrzy łapią Matjasa okraszonego drobno posiekaną cebulką za ogon i wkładają go sobie do ust. W przeciwieństwie do znanych nam śledzi, które są słone i najczęściej trzeba je przed przyrządzeniem dobrze wymoczyć, oryginalne Matjasy są tak wspaniałe i niezwykłe w smaku, że nie trzeba z nimi nic robić! Matjasy można podać z drobno posiekaną cebulą, ciemnym chlebem, młodymi ziemniakami i np. z sałatką ziemniaczaną i/lub fasolką szparagową z boczkiem.
Co również jest ważne? Od 2009 roku wszystkie holenderskie Matjasy posiadają certyfikat MSC – certyfikat odpowiedzialnego i zrównoważonego rybołówstwa.
Matjasy przed wypatroszeniem ważą 100-130g/szt. Po wypatroszeniu i oczyszczeniu 55-70g/szt. Sprzedaje się je zawsze na sztuki – nie na kilogramy.
Sposób przygotownia:
Jajka obrać i drobno posiekać. Z ogórka wyciąć gniazda nasienne i pokroić w drobną kosteczkę. Mięso z makreli zmiksować ze śmietaną i z sokiem z cytryny. Dodać przekrojone na pół kapary, jajka i ogórek. Doprawić solą i pieprzem. Włożyć na noc do lodówki, aby składniki się przegryzły. Podawać z ciemnym chlebem lub z bagietką.
Sposób przygotownia:
Mięso z makreli zmiksować z kwaśną śmietaną i jedną łyżką gęstej śmietany. Po zmiksowaniu dodać pozostałą śmietanę - w zależności jak kremową chcemy uzyskać konsystencję pasty. Wymieszać z koperkiem, papryką i pieprzem. Włożyć na noc do lodówki, aby składniki się przegryzły. Podawać z ciemnym chlebem lub z bagietką.
Sposób przygotownia:
Krewetki obrać (pancerze i głowy zachować) i oczyścić. W garnku, na dobrze rozgrzanej oliwie z oliwek (2 łyżki) przesmażyć pancerze do momentu aż zmienią kolor na pomarańczowy. Dodać wino i zagotować. Odcedzić zachowując sos. Na patelni rozgrzać pozostałą oliwę z oliwek, dodać czosnek, nasiona kopru włoskiego, papryczkę chili (można dodać mniej, jeśli danie ma nie być ostre) i krewetki. Chwilę podsmażyć, dodać wywar z pancerzy i pomidory. Doprawić curry, cukrem i solą. Chwilę poddusić do momentu, aż pomidory będą miękkie od czasu do czasu mieszając. Na końcu posypać szczypiorem i natychmiast podawać. Do tego dania pasuje ryż lub bagietka jak również makaron spaghetti.